piątek, 5 listopada 2010

Znak krzyża w tramwaju

Przed wczoraj jechaliśmy sobie z Marcinem tramwajem do kościoła na Mszę dla Polonii w zastępstwie za o. Ryszarda. Zabraliśmy ze sobą brewiarze, bo po powrocie, wieczorem, za bardzo nie będzie się już chciało odmawiać. A że mieliśmy trochę czasu w tramwaju, to i Marcin i ja wyciągnęliśmy nasze "książki", znak krzyża św. i brewiarz się zaczął, oczywiście nie na głos. Fajnie można było odczuć, jak ludzie nas obserwują. Dobrze, że języka jeszcze nie rozumiem, bo może bym coś usłyszał pod swoim adresem. Imię Pana, Słowo Boże w tramwaju, w wielkim świecie, wśród różnych kultur. Modlitwa w tramwaju, nie dla jakiejś wielkiej akcji ewangelizacyjnej. Tak po prostu, może trochę z braku czasu. Czasem brakuje świadomości, że samo bycie tym kim się jest z całą godnością, ma niesamowity walor ewangelizacyjny. Niby takie po prostu odmówienie brewiarza w tramwaju, po prostu zakonne bycie sobą. Nie wiem co ludzie sobie o tym pomyśleli, wiem jednak, że takie zwykłe odmówienie brewiarza w tramwaju w kraju, gdzie autorytet Kościoła jest tak bardzo osłabiany, jest świadectwem, że są tutaj ludzie, dla których czymś ważnym jest wiara w Jezusa Chrystusa i Jego Kościół. Ktoś może powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, ale w kraju takim jak Belgia i w mieście takim jak Antwerpia nawet najmniejszy przejaw żywej wiary w Chrystusa i Kościół św. ma ogromne znaczenie. Na pustyni, każda kropla pitnej wody jest na wagę złota.