Europa Zachodnia jest bardzo biedna. Brzmi to niewiarygodnie i wielu powie, że co to, to nie, ale taka jest prawda. Europa, a szczególnie zachodnia jej część żyje prawie w totalnej biedzie.
Bieda duchowa
Ludzie zarabiają pieniądze, uganiają się za nimi i mają ich wystarczająco, żeby móc spełniać przeróżne swoje zachcianki. Wielu ludzi tworzy np. specjalny budżet wakacyjny, innymi słowy, odkładają sobie każdego miesiąca część pieniędzy na podróż do jakiegoś ciekawego zakątka świata (to akurat jeszcze nie jest taki zły pomysł, wielu naszych pijaczków, „podsklepowych konsumentów chmielowych wytworów” zwiedziłoby sporo świata, gdyby wszystko, co tam przepijają i przepalają spieniężyli i regularnie odkładali). Ludzie dzielą swoje życie na dwie części: pracę i relaks. wokół tych dwóch faktorów ich życie się kręci. Potrzeby ograniczają się do tego, aby po pracy nieźle się zabawić. Nieustanne zakupy poprawiające humor, oraz spotkania ze znajomymi w cafe (odpowiednik angielskich pubów). Jakieś głębsze przeżycia sprowadzone są do imprez kulturalnych, koncertów, wystaw malarskich itd. Kościół rozumiany jest, jako historyczna instytucja, niegdyś dynamiczna, mająca wpływ na wiele dziedzin ludzkiego życia, jednak dzisiaj nieaktualna. Kościół ma dzisiaj do zaoferowania dzieła sztuki sakralnej, architekturę, pełne ciekawej atmosfery kościoły, traktowane, jako obiekty muzealne, które można zwiedzić, porobić zdjęcia i tyle. Na Mszę chodzą ludzie starsi, wychowani w innej epoce, w dobie silnego katolicyzmu. Lecz tych ludzi jest coraz mniej, starzeją się, chorują i umierają. Młodych Kościół „nie kręci”, nie ma im nic ciekawego do zaoferowania. Zubożona liturgia, wypłukanie ze znaków liturgicznych, postaw, stary kapłan odprawiający Eucharystię, zmieniający nierzadko dowolnie układ tekstów liturgicznych lub wstawiający swoje rzekomo bardziej aktualne spontaniczne modlitwy. Brak grup formacyjnych przy parafiach, brak rzetelnej katechezy szkolnej wprowadzającej młodych ludzi w tajemnicę Kościoła, w tajemnicę wiary, w nauczanie Kościoła. Katecheza szkolna w Belgii, jak sam słyszałem od polskich rodziców, ograniczona jest do poznawania przez uczniów historii biblijnej (dzieci i młodzież świetnie znają postacie biblijne, ale jakie ma to znaczenie dla ich życia, czego te postaci ich uczą, tego już się nie mówi). Nauczono tutaj ludzi, że spowiedź jest niepotrzebna, można przecież w sercu Pana przeprosić „i po krzyku”. Więc ludzie nie obmywają swoich dusz we krwi Zbawiciela i gremialnie wszyscy lecą do Stołu Pańskiego bez „szat godowych”. Brak życia sakramentalnego, brak formacji, brak znajomości Nauczania Kościoła. Mentalne oderwanie od Stolicy Piotrowej, wręcz szczycenie się niezależnością od Watykanu. Negowanie lub przekręcanie Nauczania Kościoła, dostosowywanie Nauczania do swoich potrzeb, wybiórcze traktowanie Prawa Kościelnego i dyscypliny sakramentów. W podejściu do wiary podstawą wręcz jest relatywizm myślowy, wedle którego każdy wierzy po swojemu. I jakie są tego owoce?
1. Nietrwałość związków sakramentalnych
2. Zboczenia
3. Wysoki wskaźnik depresji i samobójstw
4. Narkomania
5. Niechęć do życia
Eutanazja na przykład okazuje się receptą nie tylko na starość, cierpienie fizyczne, ale też trudności psychiczne. Eutanazja okazuje się również „wybawieniem” z kłopotów finansowych. Innymi słowy, masz spore problemy, to idź w odpowiednie miejsce i tam ci pomogą. Człowiek nowoczesny, odrzucający Boga, staje się duchowo słaby, zupełnie nieodporny na trudności duchowe, nieumiejący nieść swojego krzyża, który przecież może poprowadzić go do zbawienia. Brak wiary sprawia, że ludzie nie widzą sensu swoich problemów, a brak perspektywy wiecznego zbawienia czyni doczesne wysiłki daremnymi, gdyż i tak śmierć wszystko zniszczy. Nie pozostanie nic. (Nie tak dawno na lekcji, nauczycielka rzuciła pytanie, co myślimy o końcu świata, czy wierzymy w niebo, piekło, ewentualnie, czym dla nas jest niebo, czym piekło i takie tam. W niebo jeszcze niektórzy są w stanie uwierzyć, ale w piekło to raczej nie, no, bo przecież jest przebaczenie. Gdy powiedziałem, że przebaczenie jest dla tych, którzy żałują swoich błędów i pragną zmiany, to temat się kończył. Jeden uczeń, przepraszając mnie, już ze startu powiedział, że on to nie wierzy, „żeby był ktoś taki, jak Bóg czy Jezus”, więc to, w co wierzy to wiedza. Niestety nie odpowiedział mi na pytanie, czy wierzy w miłość). Brak nadziei na lepsze przyszłe życie w Bogu, sprawia, że doczesne szczęście staje się krótkie, a życie zmierza w jakąś ciemną pustkę, więc trzeba sobie tu i teraz zrobić niebo, tutaj się wyszaleć, bo potem już nic nie będzie. I wszystko jest dobrze, dopóki ciało jest zdrowe. Jest to próba uchwycenia szczęścia, które jest ulotne i które daje się uchwycić tylko przez chwilę. Nie ma w takim spojrzeniu czegoś takiego, jak wartości trwałe, nie ma nasycenia duszy czymś pewnym. Szczęście niewierzących jest jak szybki posiłek, szybko przygotowany, szybko skonsumowany, często niezdrowy, szybko wydalony, pozostawiający nierzadko uczucie niedosytu i nienasycenia.
O ubóstwie moralnym nie będę pisał, bo tutaj nie ma, co się rozpisywać. Rozkład moralny jest na porządku dziennym i wszystkim to pasuje.
Jednak mimo takiej rzeczywistości, Pan kocha ten kraj tak samo jak Polskę i jak inne kraje. Belgia jest zabłąkaną owcą, która oddaliła się od owczarni Chrystusowej i wracać wcale jej się nie chce. Jednak Pan z niej nie zrezygnował i ciągle daje szansę powrotu, stąd nasza obecność tutaj. Wszędzie, także i tutaj są ludzie naprawdę spragnieni Boga, choć mało dostrzegalni w tłumie nowoczesnych ludzi. (Również nie tak dawno byliśmy na pierwszej Komunii św. w rodzinie Pakistańczyków. Liturgii flamandzkiej nie będę komentował, żeby się nie denerwować, jednak poznaliśmy tam młodego Belga o imieniu Bart, który zadziwił nas swoją głęboką wiarą i miłością do Kościoła. Ma rodzinę, dobrą pracę. Żyje w parafii, gdzie bardzo mało osób chodzi na Mszę i generalnie jest wielka pogarda i niechęć do Kościoła. On sam z innymi świeckimi gromadzą się na spotkaniach modlitewnych, by modlić się razem i rozmawiać na tematy wiary. Byliśmy z braćmi zdumieni, Belg i kocha Kościół, mało tego, wierzy w Kościół?! Takich ludzi jest więcej, tylko my na razie, przez brak możliwości językowych i brak kontaktów ze świeckimi Belgami nie mamy możliwości wejść głębiej w to środowisko... na razie!).
Sam przyznam, że bycie tutaj nie jest łatwe, wymaga naprawdę bliskiej więzi z Chrystusem, wytrwałości, samozaparcia i walki ze sobą samym. Są momenty zwątpienia w słuszność bycia tutaj i odczucia, że się nie nadaję. W sumie to nikt nie wie jak będzie z tą nasza obecnością tutaj, co uda się zrobić a co nie, czy zaklimatyzujemy się czy nie. Na razie jesteśmy na etapie przygotowania się do pracy tutaj. Nie prowadzimy jeszcze żadnej działalności. Żyjemy można by powiedzieć w ukryciu. Choć z tym ukryciem to nie zupełnie, bo funkcjonujemy w habitach i ludzie na mieście widzą nas właśnie takich, habitowych.
Z takich zwykłych ciekawostek, np. kobiety muzułmańskie nazywam siostrami, bo mają ubrania czasem mało różniące się od habitów. Jadąc tramwajem do szkoły, większość z pasażerów to obcokrajowcy wszystkich kontynentów. Ostatnio poznaliśmy chłopaka z Nepalu. Jest tutaj cały świat, wszystkie kontynenty. Antwerpia to taka pigułka, w której znajdziesz podobno ponad 140 różnych narodowości.
Nowa Ewangelizacja natomiast jak ją rozumiem to nie nowoczesność środków czy metod, co raczej świeżość wiary w Chrystusa, która wyznacza metody i środki. Siłą żywotną NE jest ustawiczne nawracanie się. Im większe pragnienie i dążenie do życia w prawdzie, tym NE staje się coraz bardziej faktem a nie mitem. NE to dawanie czytelnego świadectwa własnego nawracania się i głoszenie Ewangelii z mocą.
To dzięki Waszej obecności Duch Święty ponownie zamieszkał w sercach tutejszych Polaków, być może jest to działalność nieświadoma , ale dająca niesamowite owoce, Dziękuje , że jesteście , bo Wasza misja "bycia tutaj" ma ogromne znaczenie .
OdpowiedzUsuńW imieniu braci i swoim dziękuję. To miłe. Tylko. Nasza misja tutaj sprowadza się do Belgów. Nasze pojawianie się na mszach dla Polonii to taki chwilowy odskok, wiemy, że wśród "naszych" jest sporo pracy, ale my przybyliśmy na pomoc, jeśli tak można to ująć, na pomoc Kościołowi lokalnemu (Belgijskiemu)a tu widać, że ludzie się nie garną. I to jest właśnie ten dylemat. Komu i na co czas i energię poświęcić...
OdpowiedzUsuńLubię Belgię, spędziłam tam pół roku jakiś czas temu i miałam okazję trochę przyjrzeć się belgijskiemu Kościołowi. Rzeczywiście - ludzie są bardzo biedni i samotni, sądząc, że mają taką skończoną perspektywę.
OdpowiedzUsuńDlatego jesteście tam bardzo potrzebni, choćby jako ci, którzy podtrzymują tam życie modlitwy.
W wolnej chwili bardzo polecam zajrzeć do kościoła Saint-Gilles w Brukseli, myślę że może się okazać podtrzymującym na duchu spotkanie kogoś, z kim dzielicie misję bycia mnichami/zakonnikami au coeur de ville:) Życzę powodzenia i serdecznie pozdrawiam!
to już krótkometrażowy ciekawy filmik zrobiony w dzień i w nocy szkoda że niemy. pozdrawiam braci a szczególnie Marcina z którym spotkałem się na pielgrzymce pieszej Lubin-Jasna Góra w tym roku i mam kilka fotek z tej trasy.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJetem w Belgii prawie trzy lata,i to z czym się tu spotkałem jeżeli chodzi o kościół a bardziej o Eucharystię jest dla mnie nie bardzo do zaakceptowania, i dlatego mam spore problemy sam ze sobą,chodzić do kościoła czy też nie, cała ceremonia mszy św. jest bardzo uboga. Brak mi więzi z Bogiem. Może dlatego że jestem przyzwyczajony do tego że idąc do kościoła w Polsce czuje się tą atmosferę modlitwy,więzi z Bogiem.Przyjmując komunię św. jest się jakoś poruszonym. Tutaj patrzę na ludzi którzy podchodzą do stołu Pańskiego nie rzadko z rękami w kieszeni nie da się odczuć tej tajemnicy jakim jest Najświętszy Sakrament
Owszem, mnie także boli tutejsze podejście do Sakramentów i do posłuszeństwa Kościołowi. Kościół tutaj jest w bardzo trudnej sytuacji i myślę, że my wszyscy - obcokrajowcy jesteśmy tu też po to, by dawać przykład Kościoła, który żyje i dba o swoją wiarę.
OdpowiedzUsuń