sobota, 5 listopada 2011
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Wczoraj o 19.00 w naszym kapucyńskim Kościele miała miejsce pierwsza adoracja Najświętszego Sakramentu przy wtórze kanonów i krótkich rozważań. Wszystko ma się rozumieć w języku tutejszym, a więc niderlandzkim. Przyszło gdzieś 30 osób, ale patrząc na nasz mały kapucyński kościółek w centrum miasta, wydawało się, jakby prawie wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Bardzo się cieszymy z tego powodu, bo coś się ruszyło. Po roku bycia obserwatorem, w końcu coś zaczynamy konkretnego robić. Pomagają nam w przygotowaniu adoracji nasi rodacy, którzy dobrze znają j. niderlandzki. Rozważania czytała młodzież z Afryki, która również zna świetnie niderlandzki. Wśród tych trzydziestu osób byli Flamandowie, Polacy, i kilka osób pochodzenia afrykańskiego. Po adoracji była agapa przy herbatce i ciastku, żeby móc się trochę bardziej poznać i nawiązać więź. Jak na pierwsze tego typu spotkanie, to myślę, że całkiem nieźle. Sam byłem trochę zdziwiony, jak ładnie może brzmieć w niderlandzkim "Pan jest mocą swojego ludu". Słowa są oczywiście nieco inne bo trudno jest dokładnie przełożyć pieśń. Mało tego, kilka tygodni temu podszedł do mnie jeden Koreańczyk, z którym jestem w klasie, powiedział, że jest protestantem ale chce zostać katolikiem. Zapytał co trzeba zrobić. Zaproponowałem mu na początek Msze u nas i adoracje, kolejnym krokiem będzie katecheza. Ciekawe jest to, że taka Belgia łączy różne narodowości. Dzisiejsze społeczeństwo belgijskie jest zróżnicowane pod względem pochodzenia i może to zróżnicowanie jest szansą dla Kościoła w Belgii. Może ci, którzy przyjechali tutaj z powodów ekonomicznych, przywieźli ze sobą bogactwo wiary, która w dobie konsumizmu, stanowi ogromny skarb, który trzeba pielęgnować. Po adoracji słyszałem od kilku osób słowa wdzięczności, że to było coś wspaniałego, jakiś ciężar spadł z serca i "jakiś' spokój zapanował. Chwała Panu za wczorajszy wieczór. Adoracja Najświętszego Sakramentu, cisza i medytacja przy palących się tylko świecach, kilka kanonów przy wtórze gitar jest tym, co na chwilę dzisiejszą możemy ludziom dać, może niewiele, a może już bardzo dużo.
sobota, 8 października 2011
środa, 5 października 2011
Ieper jesienią...
Witamy po przerwie. Natura świadczy o pięknie, jednak w duszy toczy się walka i chyba tak musi być. Pozdrawiamy i miłego oglądania.
środa, 22 czerwca 2011
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Biedna Europa Zachodnia
Europa Zachodnia jest bardzo biedna. Brzmi to niewiarygodnie i wielu powie, że co to, to nie, ale taka jest prawda. Europa, a szczególnie zachodnia jej część żyje prawie w totalnej biedzie.
Bieda duchowa
Ludzie zarabiają pieniądze, uganiają się za nimi i mają ich wystarczająco, żeby móc spełniać przeróżne swoje zachcianki. Wielu ludzi tworzy np. specjalny budżet wakacyjny, innymi słowy, odkładają sobie każdego miesiąca część pieniędzy na podróż do jakiegoś ciekawego zakątka świata (to akurat jeszcze nie jest taki zły pomysł, wielu naszych pijaczków, „podsklepowych konsumentów chmielowych wytworów” zwiedziłoby sporo świata, gdyby wszystko, co tam przepijają i przepalają spieniężyli i regularnie odkładali). Ludzie dzielą swoje życie na dwie części: pracę i relaks. wokół tych dwóch faktorów ich życie się kręci. Potrzeby ograniczają się do tego, aby po pracy nieźle się zabawić. Nieustanne zakupy poprawiające humor, oraz spotkania ze znajomymi w cafe (odpowiednik angielskich pubów). Jakieś głębsze przeżycia sprowadzone są do imprez kulturalnych, koncertów, wystaw malarskich itd. Kościół rozumiany jest, jako historyczna instytucja, niegdyś dynamiczna, mająca wpływ na wiele dziedzin ludzkiego życia, jednak dzisiaj nieaktualna. Kościół ma dzisiaj do zaoferowania dzieła sztuki sakralnej, architekturę, pełne ciekawej atmosfery kościoły, traktowane, jako obiekty muzealne, które można zwiedzić, porobić zdjęcia i tyle. Na Mszę chodzą ludzie starsi, wychowani w innej epoce, w dobie silnego katolicyzmu. Lecz tych ludzi jest coraz mniej, starzeją się, chorują i umierają. Młodych Kościół „nie kręci”, nie ma im nic ciekawego do zaoferowania. Zubożona liturgia, wypłukanie ze znaków liturgicznych, postaw, stary kapłan odprawiający Eucharystię, zmieniający nierzadko dowolnie układ tekstów liturgicznych lub wstawiający swoje rzekomo bardziej aktualne spontaniczne modlitwy. Brak grup formacyjnych przy parafiach, brak rzetelnej katechezy szkolnej wprowadzającej młodych ludzi w tajemnicę Kościoła, w tajemnicę wiary, w nauczanie Kościoła. Katecheza szkolna w Belgii, jak sam słyszałem od polskich rodziców, ograniczona jest do poznawania przez uczniów historii biblijnej (dzieci i młodzież świetnie znają postacie biblijne, ale jakie ma to znaczenie dla ich życia, czego te postaci ich uczą, tego już się nie mówi). Nauczono tutaj ludzi, że spowiedź jest niepotrzebna, można przecież w sercu Pana przeprosić „i po krzyku”. Więc ludzie nie obmywają swoich dusz we krwi Zbawiciela i gremialnie wszyscy lecą do Stołu Pańskiego bez „szat godowych”. Brak życia sakramentalnego, brak formacji, brak znajomości Nauczania Kościoła. Mentalne oderwanie od Stolicy Piotrowej, wręcz szczycenie się niezależnością od Watykanu. Negowanie lub przekręcanie Nauczania Kościoła, dostosowywanie Nauczania do swoich potrzeb, wybiórcze traktowanie Prawa Kościelnego i dyscypliny sakramentów. W podejściu do wiary podstawą wręcz jest relatywizm myślowy, wedle którego każdy wierzy po swojemu. I jakie są tego owoce?
1. Nietrwałość związków sakramentalnych
2. Zboczenia
3. Wysoki wskaźnik depresji i samobójstw
4. Narkomania
5. Niechęć do życia
Eutanazja na przykład okazuje się receptą nie tylko na starość, cierpienie fizyczne, ale też trudności psychiczne. Eutanazja okazuje się również „wybawieniem” z kłopotów finansowych. Innymi słowy, masz spore problemy, to idź w odpowiednie miejsce i tam ci pomogą. Człowiek nowoczesny, odrzucający Boga, staje się duchowo słaby, zupełnie nieodporny na trudności duchowe, nieumiejący nieść swojego krzyża, który przecież może poprowadzić go do zbawienia. Brak wiary sprawia, że ludzie nie widzą sensu swoich problemów, a brak perspektywy wiecznego zbawienia czyni doczesne wysiłki daremnymi, gdyż i tak śmierć wszystko zniszczy. Nie pozostanie nic. (Nie tak dawno na lekcji, nauczycielka rzuciła pytanie, co myślimy o końcu świata, czy wierzymy w niebo, piekło, ewentualnie, czym dla nas jest niebo, czym piekło i takie tam. W niebo jeszcze niektórzy są w stanie uwierzyć, ale w piekło to raczej nie, no, bo przecież jest przebaczenie. Gdy powiedziałem, że przebaczenie jest dla tych, którzy żałują swoich błędów i pragną zmiany, to temat się kończył. Jeden uczeń, przepraszając mnie, już ze startu powiedział, że on to nie wierzy, „żeby był ktoś taki, jak Bóg czy Jezus”, więc to, w co wierzy to wiedza. Niestety nie odpowiedział mi na pytanie, czy wierzy w miłość). Brak nadziei na lepsze przyszłe życie w Bogu, sprawia, że doczesne szczęście staje się krótkie, a życie zmierza w jakąś ciemną pustkę, więc trzeba sobie tu i teraz zrobić niebo, tutaj się wyszaleć, bo potem już nic nie będzie. I wszystko jest dobrze, dopóki ciało jest zdrowe. Jest to próba uchwycenia szczęścia, które jest ulotne i które daje się uchwycić tylko przez chwilę. Nie ma w takim spojrzeniu czegoś takiego, jak wartości trwałe, nie ma nasycenia duszy czymś pewnym. Szczęście niewierzących jest jak szybki posiłek, szybko przygotowany, szybko skonsumowany, często niezdrowy, szybko wydalony, pozostawiający nierzadko uczucie niedosytu i nienasycenia.
O ubóstwie moralnym nie będę pisał, bo tutaj nie ma, co się rozpisywać. Rozkład moralny jest na porządku dziennym i wszystkim to pasuje.
Jednak mimo takiej rzeczywistości, Pan kocha ten kraj tak samo jak Polskę i jak inne kraje. Belgia jest zabłąkaną owcą, która oddaliła się od owczarni Chrystusowej i wracać wcale jej się nie chce. Jednak Pan z niej nie zrezygnował i ciągle daje szansę powrotu, stąd nasza obecność tutaj. Wszędzie, także i tutaj są ludzie naprawdę spragnieni Boga, choć mało dostrzegalni w tłumie nowoczesnych ludzi. (Również nie tak dawno byliśmy na pierwszej Komunii św. w rodzinie Pakistańczyków. Liturgii flamandzkiej nie będę komentował, żeby się nie denerwować, jednak poznaliśmy tam młodego Belga o imieniu Bart, który zadziwił nas swoją głęboką wiarą i miłością do Kościoła. Ma rodzinę, dobrą pracę. Żyje w parafii, gdzie bardzo mało osób chodzi na Mszę i generalnie jest wielka pogarda i niechęć do Kościoła. On sam z innymi świeckimi gromadzą się na spotkaniach modlitewnych, by modlić się razem i rozmawiać na tematy wiary. Byliśmy z braćmi zdumieni, Belg i kocha Kościół, mało tego, wierzy w Kościół?! Takich ludzi jest więcej, tylko my na razie, przez brak możliwości językowych i brak kontaktów ze świeckimi Belgami nie mamy możliwości wejść głębiej w to środowisko... na razie!).
Sam przyznam, że bycie tutaj nie jest łatwe, wymaga naprawdę bliskiej więzi z Chrystusem, wytrwałości, samozaparcia i walki ze sobą samym. Są momenty zwątpienia w słuszność bycia tutaj i odczucia, że się nie nadaję. W sumie to nikt nie wie jak będzie z tą nasza obecnością tutaj, co uda się zrobić a co nie, czy zaklimatyzujemy się czy nie. Na razie jesteśmy na etapie przygotowania się do pracy tutaj. Nie prowadzimy jeszcze żadnej działalności. Żyjemy można by powiedzieć w ukryciu. Choć z tym ukryciem to nie zupełnie, bo funkcjonujemy w habitach i ludzie na mieście widzą nas właśnie takich, habitowych.
Z takich zwykłych ciekawostek, np. kobiety muzułmańskie nazywam siostrami, bo mają ubrania czasem mało różniące się od habitów. Jadąc tramwajem do szkoły, większość z pasażerów to obcokrajowcy wszystkich kontynentów. Ostatnio poznaliśmy chłopaka z Nepalu. Jest tutaj cały świat, wszystkie kontynenty. Antwerpia to taka pigułka, w której znajdziesz podobno ponad 140 różnych narodowości.
Nowa Ewangelizacja natomiast jak ją rozumiem to nie nowoczesność środków czy metod, co raczej świeżość wiary w Chrystusa, która wyznacza metody i środki. Siłą żywotną NE jest ustawiczne nawracanie się. Im większe pragnienie i dążenie do życia w prawdzie, tym NE staje się coraz bardziej faktem a nie mitem. NE to dawanie czytelnego świadectwa własnego nawracania się i głoszenie Ewangelii z mocą.
Bieda duchowa
Ludzie zarabiają pieniądze, uganiają się za nimi i mają ich wystarczająco, żeby móc spełniać przeróżne swoje zachcianki. Wielu ludzi tworzy np. specjalny budżet wakacyjny, innymi słowy, odkładają sobie każdego miesiąca część pieniędzy na podróż do jakiegoś ciekawego zakątka świata (to akurat jeszcze nie jest taki zły pomysł, wielu naszych pijaczków, „podsklepowych konsumentów chmielowych wytworów” zwiedziłoby sporo świata, gdyby wszystko, co tam przepijają i przepalają spieniężyli i regularnie odkładali). Ludzie dzielą swoje życie na dwie części: pracę i relaks. wokół tych dwóch faktorów ich życie się kręci. Potrzeby ograniczają się do tego, aby po pracy nieźle się zabawić. Nieustanne zakupy poprawiające humor, oraz spotkania ze znajomymi w cafe (odpowiednik angielskich pubów). Jakieś głębsze przeżycia sprowadzone są do imprez kulturalnych, koncertów, wystaw malarskich itd. Kościół rozumiany jest, jako historyczna instytucja, niegdyś dynamiczna, mająca wpływ na wiele dziedzin ludzkiego życia, jednak dzisiaj nieaktualna. Kościół ma dzisiaj do zaoferowania dzieła sztuki sakralnej, architekturę, pełne ciekawej atmosfery kościoły, traktowane, jako obiekty muzealne, które można zwiedzić, porobić zdjęcia i tyle. Na Mszę chodzą ludzie starsi, wychowani w innej epoce, w dobie silnego katolicyzmu. Lecz tych ludzi jest coraz mniej, starzeją się, chorują i umierają. Młodych Kościół „nie kręci”, nie ma im nic ciekawego do zaoferowania. Zubożona liturgia, wypłukanie ze znaków liturgicznych, postaw, stary kapłan odprawiający Eucharystię, zmieniający nierzadko dowolnie układ tekstów liturgicznych lub wstawiający swoje rzekomo bardziej aktualne spontaniczne modlitwy. Brak grup formacyjnych przy parafiach, brak rzetelnej katechezy szkolnej wprowadzającej młodych ludzi w tajemnicę Kościoła, w tajemnicę wiary, w nauczanie Kościoła. Katecheza szkolna w Belgii, jak sam słyszałem od polskich rodziców, ograniczona jest do poznawania przez uczniów historii biblijnej (dzieci i młodzież świetnie znają postacie biblijne, ale jakie ma to znaczenie dla ich życia, czego te postaci ich uczą, tego już się nie mówi). Nauczono tutaj ludzi, że spowiedź jest niepotrzebna, można przecież w sercu Pana przeprosić „i po krzyku”. Więc ludzie nie obmywają swoich dusz we krwi Zbawiciela i gremialnie wszyscy lecą do Stołu Pańskiego bez „szat godowych”. Brak życia sakramentalnego, brak formacji, brak znajomości Nauczania Kościoła. Mentalne oderwanie od Stolicy Piotrowej, wręcz szczycenie się niezależnością od Watykanu. Negowanie lub przekręcanie Nauczania Kościoła, dostosowywanie Nauczania do swoich potrzeb, wybiórcze traktowanie Prawa Kościelnego i dyscypliny sakramentów. W podejściu do wiary podstawą wręcz jest relatywizm myślowy, wedle którego każdy wierzy po swojemu. I jakie są tego owoce?
1. Nietrwałość związków sakramentalnych
2. Zboczenia
3. Wysoki wskaźnik depresji i samobójstw
4. Narkomania
5. Niechęć do życia
Eutanazja na przykład okazuje się receptą nie tylko na starość, cierpienie fizyczne, ale też trudności psychiczne. Eutanazja okazuje się również „wybawieniem” z kłopotów finansowych. Innymi słowy, masz spore problemy, to idź w odpowiednie miejsce i tam ci pomogą. Człowiek nowoczesny, odrzucający Boga, staje się duchowo słaby, zupełnie nieodporny na trudności duchowe, nieumiejący nieść swojego krzyża, który przecież może poprowadzić go do zbawienia. Brak wiary sprawia, że ludzie nie widzą sensu swoich problemów, a brak perspektywy wiecznego zbawienia czyni doczesne wysiłki daremnymi, gdyż i tak śmierć wszystko zniszczy. Nie pozostanie nic. (Nie tak dawno na lekcji, nauczycielka rzuciła pytanie, co myślimy o końcu świata, czy wierzymy w niebo, piekło, ewentualnie, czym dla nas jest niebo, czym piekło i takie tam. W niebo jeszcze niektórzy są w stanie uwierzyć, ale w piekło to raczej nie, no, bo przecież jest przebaczenie. Gdy powiedziałem, że przebaczenie jest dla tych, którzy żałują swoich błędów i pragną zmiany, to temat się kończył. Jeden uczeń, przepraszając mnie, już ze startu powiedział, że on to nie wierzy, „żeby był ktoś taki, jak Bóg czy Jezus”, więc to, w co wierzy to wiedza. Niestety nie odpowiedział mi na pytanie, czy wierzy w miłość). Brak nadziei na lepsze przyszłe życie w Bogu, sprawia, że doczesne szczęście staje się krótkie, a życie zmierza w jakąś ciemną pustkę, więc trzeba sobie tu i teraz zrobić niebo, tutaj się wyszaleć, bo potem już nic nie będzie. I wszystko jest dobrze, dopóki ciało jest zdrowe. Jest to próba uchwycenia szczęścia, które jest ulotne i które daje się uchwycić tylko przez chwilę. Nie ma w takim spojrzeniu czegoś takiego, jak wartości trwałe, nie ma nasycenia duszy czymś pewnym. Szczęście niewierzących jest jak szybki posiłek, szybko przygotowany, szybko skonsumowany, często niezdrowy, szybko wydalony, pozostawiający nierzadko uczucie niedosytu i nienasycenia.
O ubóstwie moralnym nie będę pisał, bo tutaj nie ma, co się rozpisywać. Rozkład moralny jest na porządku dziennym i wszystkim to pasuje.
Jednak mimo takiej rzeczywistości, Pan kocha ten kraj tak samo jak Polskę i jak inne kraje. Belgia jest zabłąkaną owcą, która oddaliła się od owczarni Chrystusowej i wracać wcale jej się nie chce. Jednak Pan z niej nie zrezygnował i ciągle daje szansę powrotu, stąd nasza obecność tutaj. Wszędzie, także i tutaj są ludzie naprawdę spragnieni Boga, choć mało dostrzegalni w tłumie nowoczesnych ludzi. (Również nie tak dawno byliśmy na pierwszej Komunii św. w rodzinie Pakistańczyków. Liturgii flamandzkiej nie będę komentował, żeby się nie denerwować, jednak poznaliśmy tam młodego Belga o imieniu Bart, który zadziwił nas swoją głęboką wiarą i miłością do Kościoła. Ma rodzinę, dobrą pracę. Żyje w parafii, gdzie bardzo mało osób chodzi na Mszę i generalnie jest wielka pogarda i niechęć do Kościoła. On sam z innymi świeckimi gromadzą się na spotkaniach modlitewnych, by modlić się razem i rozmawiać na tematy wiary. Byliśmy z braćmi zdumieni, Belg i kocha Kościół, mało tego, wierzy w Kościół?! Takich ludzi jest więcej, tylko my na razie, przez brak możliwości językowych i brak kontaktów ze świeckimi Belgami nie mamy możliwości wejść głębiej w to środowisko... na razie!).
Sam przyznam, że bycie tutaj nie jest łatwe, wymaga naprawdę bliskiej więzi z Chrystusem, wytrwałości, samozaparcia i walki ze sobą samym. Są momenty zwątpienia w słuszność bycia tutaj i odczucia, że się nie nadaję. W sumie to nikt nie wie jak będzie z tą nasza obecnością tutaj, co uda się zrobić a co nie, czy zaklimatyzujemy się czy nie. Na razie jesteśmy na etapie przygotowania się do pracy tutaj. Nie prowadzimy jeszcze żadnej działalności. Żyjemy można by powiedzieć w ukryciu. Choć z tym ukryciem to nie zupełnie, bo funkcjonujemy w habitach i ludzie na mieście widzą nas właśnie takich, habitowych.
Z takich zwykłych ciekawostek, np. kobiety muzułmańskie nazywam siostrami, bo mają ubrania czasem mało różniące się od habitów. Jadąc tramwajem do szkoły, większość z pasażerów to obcokrajowcy wszystkich kontynentów. Ostatnio poznaliśmy chłopaka z Nepalu. Jest tutaj cały świat, wszystkie kontynenty. Antwerpia to taka pigułka, w której znajdziesz podobno ponad 140 różnych narodowości.
Nowa Ewangelizacja natomiast jak ją rozumiem to nie nowoczesność środków czy metod, co raczej świeżość wiary w Chrystusa, która wyznacza metody i środki. Siłą żywotną NE jest ustawiczne nawracanie się. Im większe pragnienie i dążenie do życia w prawdzie, tym NE staje się coraz bardziej faktem a nie mitem. NE to dawanie czytelnego świadectwa własnego nawracania się i głoszenie Ewangelii z mocą.
wtorek, 10 maja 2011
wtorek, 5 kwietnia 2011
sobota, 2 kwietnia 2011
Wiosna
Od jakiegoś czasu nic tutaj nowego w kronikach, bo i nic takiego aż mega szczególnego się nie dzieję. Szkoła, przyswajanie języka niderlandzkiego, poznawanie Belgii, Belgów i całej tutejszej rzeczywistości. Trud wrastania w belgijską rzeczywistość. Generalnie nie jest źle, warunki mamy tutaj dobre, ale brak pracy duszpasterskiej daje o sobie znać. Czasem w sobotę organizujemy sobie całodniową przechadzkę (a raczej przejażdżkę) do jakiegoś ciekawego miasteczka w Belgii. Belgia jest mała ale bardzo urokliwa.
Trwa wielki Post, ale na mieście jakoś tego okresu za bardzo nie widać. Miasto, ludzie, a szczególnie studenci prowadzą życie po swojemu. Klasztor zazwyczaj kojarzy się z ciszą, usytuowany gdzieś na wzgórzu, w ciszy. A w rzeczywistości, również tej naszej belgijskiej, klasztor jest przy placu, ulubionym przez studentów, którzy spędzają tutaj całe popołudnia, nierzadko noce na poważnych zapewne rozmowach przy pientje (niderl. „pientje” – piwko, piwerko). Stąd pod oknem ciszy nie ma, a największy hałas zaczyna się wraz z nastaniem wieczoru. Także mamy tutaj jeden z najbardziej ulubionych przez młodzież klasztorów. Żeby jeszcze chcieli wejść do kościoła na chwilę adoracji, lub na Mszy się pojawili, to w ogóle byłoby super.
Niedawno spotkaliśmy się z ks. Timem, jednym z najmłodszych księży (o ile nie najmłodszym w diecezji - 36 lat), który trochę opowiadał nam o tutejszej rzeczywistości. Sam pracuje w antwerpskiej katedrze, współpracuje też ze wspólnotą młodych ludzi, którzy pomagają ludziom starszym i schorowanym. Ta wspólnota oprócz pracy, ma też swoje spotkania modlitewne (także najwidoczniej coś tutaj się dzieje wśród katolików belgijskich). Powiedział interesującą rzecz, mianowicie jego dziadek opowiadał o sytuacji kościoła w Belgii, że życie katolików było tutaj bardzo sumienne, wręcz surowe. Jak tak słuchaliśmy, to nawet nasze (polskie) ultra katolickie środowiska, chowały się przy Belgach. Prawdopodobnie problemem było to, że przeakcentowano prawo w Kościele, a nie wychowywano do miłości do Kościoła, Eucharystii itd. Życie w Kościele kojarzyło się z szeregiem powinności, a nie możliwości. Stąd też poniekąd w późniejszym pokoleniu zrodził się pewien bunt społeczny wobec takiego patrzenia na wiarę i Kościół. Po prostu późniejsze pokolenie (lata 60-te) odrzuciło autorytet Kościoła, wtedy też intensywnie zaczęła rozwijać się laicka rzeczywistość w całej Europie zachodniej. Wiele różnych czynników wpłynęło na negatywne podejście do Kościoła.
Intrygującym tematem jest zrezygnowanie ze stroju duchownego księży i osób zakonnych. Ale o tym będzie wtedy, gdy dowiemy się czegoś więcej, dlaczego tak się stało i co spowodowało, że Kościół tutaj poszedł w tym kierunku. Warto nadmienić przy okazji, że Karol Wojtyła, w czasach powojennych podawał Kościół w Belgii i Holandii, jako wzór żywotności Kościoła i jego organizacji. Interesujące jest gdzie nastąpił błąd i kto go popełnił. Ile w tym było winy ludzi samego Kościoła, a ile miał wpływ nowej, świeckiej mentalności, jaka zaczęła się intensywnie rozwijać.
Pozdrowienia dla wszystkich, z życzeniami dobrego przeżycia czasu Wielkiego Postu.
Trwa wielki Post, ale na mieście jakoś tego okresu za bardzo nie widać. Miasto, ludzie, a szczególnie studenci prowadzą życie po swojemu. Klasztor zazwyczaj kojarzy się z ciszą, usytuowany gdzieś na wzgórzu, w ciszy. A w rzeczywistości, również tej naszej belgijskiej, klasztor jest przy placu, ulubionym przez studentów, którzy spędzają tutaj całe popołudnia, nierzadko noce na poważnych zapewne rozmowach przy pientje (niderl. „pientje” – piwko, piwerko). Stąd pod oknem ciszy nie ma, a największy hałas zaczyna się wraz z nastaniem wieczoru. Także mamy tutaj jeden z najbardziej ulubionych przez młodzież klasztorów. Żeby jeszcze chcieli wejść do kościoła na chwilę adoracji, lub na Mszy się pojawili, to w ogóle byłoby super.
Niedawno spotkaliśmy się z ks. Timem, jednym z najmłodszych księży (o ile nie najmłodszym w diecezji - 36 lat), który trochę opowiadał nam o tutejszej rzeczywistości. Sam pracuje w antwerpskiej katedrze, współpracuje też ze wspólnotą młodych ludzi, którzy pomagają ludziom starszym i schorowanym. Ta wspólnota oprócz pracy, ma też swoje spotkania modlitewne (także najwidoczniej coś tutaj się dzieje wśród katolików belgijskich). Powiedział interesującą rzecz, mianowicie jego dziadek opowiadał o sytuacji kościoła w Belgii, że życie katolików było tutaj bardzo sumienne, wręcz surowe. Jak tak słuchaliśmy, to nawet nasze (polskie) ultra katolickie środowiska, chowały się przy Belgach. Prawdopodobnie problemem było to, że przeakcentowano prawo w Kościele, a nie wychowywano do miłości do Kościoła, Eucharystii itd. Życie w Kościele kojarzyło się z szeregiem powinności, a nie możliwości. Stąd też poniekąd w późniejszym pokoleniu zrodził się pewien bunt społeczny wobec takiego patrzenia na wiarę i Kościół. Po prostu późniejsze pokolenie (lata 60-te) odrzuciło autorytet Kościoła, wtedy też intensywnie zaczęła rozwijać się laicka rzeczywistość w całej Europie zachodniej. Wiele różnych czynników wpłynęło na negatywne podejście do Kościoła.
Intrygującym tematem jest zrezygnowanie ze stroju duchownego księży i osób zakonnych. Ale o tym będzie wtedy, gdy dowiemy się czegoś więcej, dlaczego tak się stało i co spowodowało, że Kościół tutaj poszedł w tym kierunku. Warto nadmienić przy okazji, że Karol Wojtyła, w czasach powojennych podawał Kościół w Belgii i Holandii, jako wzór żywotności Kościoła i jego organizacji. Interesujące jest gdzie nastąpił błąd i kto go popełnił. Ile w tym było winy ludzi samego Kościoła, a ile miał wpływ nowej, świeckiej mentalności, jaka zaczęła się intensywnie rozwijać.
Pozdrowienia dla wszystkich, z życzeniami dobrego przeżycia czasu Wielkiego Postu.
czwartek, 13 stycznia 2011
Podwójna kawa
Wczoraj w przerwie między zajęciami, poszedłem sobie (w habicie:) do kawiarni obok szkoły na kawkę. W sumie to chodziło mi o ciepłe miejsce, gdzie wypiję kawkę, a jednocześnie trochę się pouczę. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Siedzę sobie, "sączę" kawkę, i zaglądam do zeszytu. Tradycyjnie już taki stworek w habicie, w kawiarni nie uniknie wielu spojrzeń w stylu "a kto to", "co taki gostek tu robi" itp. Oczywiście są to tylko moje wrażenia, które mogą być bardzo subiektywne. Co tak na prawdę o mojej obecności tam ludkowie sobie pomyśleli, tego nie wiem. Trzeba zaznaczyć, że była to pora obiadowa, niektórzy siedzieli sobie i rozmawiali, ktoś tam grał na automatach, ktoś jeszcze siedział sobie przy barze. Jako że jest to kawiarnia zaraz przy szkole językowej, to pojawiają się tam czasem nauczyciele, uczniowie raczej nie. No więc siedzę sobie, relaksuję się trochę i na spokojnie coś tam w zeszycie przeglądam. Marcin już wcześniej mówił, że pewien starszy pan tam pracujący (być może właściciel) jakiś czas temu zrobił mu dolewkę kawy za darmo. Zastanawiam się czy tak też będzie w moim przypadku. W pewnym momencie, a jakże by inaczej podchodzi ów pan pyta się o dolewkę, odpowiadam moim niderlandzkim że jasne, przynosi i nie chce zapłaty. Fajne to było nie tyle, że nie chciał zapłaty za dolewkę, tylko że jakoś tak fajnie się poczułem. Osoby duchowne w Belgii ostro są napiętnowane przez media. Tworzony jest niezbyt pozytywny wizerunek ludzi Kościoła, a tu proszę nie tylko dolewka ale i kolejnych parę cukiereczków znalazło się obok filiżanki. Ów pan prosił aby pozdrowić "tego niższego" (czyli Marcina), poklepał po ramieniu i poszedł do innych. Fajne to było. Z rana, kiedy szedłem na modlitwy zerknąłem tylko na wyłożoną na stoliku świeżą prasę, a tam znowu coś na Kościół. Praktycznie nie ma tygodnia, żeby w telewizji czy prasie nie było czegoś negatywnego o ludziach Kościoła. Nie jest fajnie o tym czytać i tego słuchać. A tu proszę, taki niby nic nie znaczący gest, który jednak wprowadza trochę empatii w relacje z duchowieństwem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)